Każdy rodzic wie, że posiadanie dziecka to
nie tylko piękne doświadczenie, pełne radości i przyjemności z obserwowania
rosnącego brzdąca. Dziecko, począwszy od urodzenia, to również (wciąż rosnące)
koszty. Zapytałam kobiety z kilku miast o to, ile kosztuje utrzymanie
dziecka i jak wysokie są ich wydatki na wyprawkę, edukację i jedzenie.

Okazuje
się, że wychowywanie potomstwa jest coraz droższe. Jeszcze kilka lat temu utrzymanie jednego dziecka do czasu, aż
ukończy dwadzieścia lat kosztowało około 150 tys. złotych Dzisiaj według Centrum im. Adama Smitha to wydatek rzędu 190 tys. złotych.
Bardzo wiele matek twierdzi, że dziecko to skarbonka bez dna. Gdy się urodzi,
wydajemy mnóstwo pieniędzy na wózek, fotelik, łóżeczko, leżak i inne sprzęty.
Później koszty już tylko rosną - tak jak potrzeby dzieci. Trzeba opłacić żłobek
lub nianię, a coraz częściej wydatki wcale nie kończą się w momencie pójścia
dziecka do przedszkola. W publicznych placówkach brakuje miejsc, zatem rodzice muszą opłacić prywatne przedszkole.
Kilka lat później nadchodzi czas na zakup książek i przyborów do szkoły.
Małe
dziecko - duży kłopot

Zanim
oddelegujemy dziecko do szkoły, trzeba zapewnić mu wszystko, co potrzebne, by
dobrze się rozwijało już od pierwszych dni życia. Koszt wyprawki dla małego
dziecka waha się w zależności od zasobności portfela oraz umiejętności wyboru
najkorzystniejszej ceny w stosunku do jakości. Okazuje się, że wybór pierwszej
wyprawki i zakup wszystkich potrzebnych sprzętów może wahać się od kilku do kilkudziesięciu
tysięcy złotych.
Beata z Konina opowiada:
- Jestem na etapie kompletowania wyprawki. Ubranka staram się kupować tanio, np. przez Allegro, część w
tradycyjnych sklepach. Raczej nie w drogich sieciówkach. Są to body,
śpioszki i większe ubranka, bo dziecko szybko rośnie.
Beata szacuje, że wydała na to wszystko około czterystu złotych.
- Ponadto na łóżeczko wydałam 400
zł, do tego materacyk i pościel. Kupiłam również wanienkę, kocyk i ręcznik - to
wszystko za około 150 zł. Będę karmić piersią tak długo jak tylko się da, więc
odchodzi mi wydatek na butelki i podgrzewacze. Nie chciałam też kupować
kosmetyków za niebotyczne kwoty. Na początek wystarczy mi maść na odparzenia,
oliwka i kremy. To wszystko za ok. 50
zł. No i pieluchy jednorazowe. Wózek chciałabym kupić, kiedy dziecko już się
urodzi: drogi, bo wielofunkcyjny (ok. 1100 zł), aby później nie kupować już
spacerówki. Ja jestem specjalistą BHP, a mój mąż pracownikiem salonu samochodowego. Razem
osiągamy dochód czterech tysięcy złotych miesięcznie. Póki co oboje pracujemy,
ja niedługo pójdę na urlop z racji urodzenia dziecka i nie wiem jeszcze, czy
wrócę do pracy. Na razie na wszystko nam wystarcza.
Wydatki Beaty na dziecko należą do przeciętnych. W ten sposób
kształtuje się kosztorys wyprawki niemowlaka dla większości rodziców. Ceny,
które przedstawia, wypadają najkorzystniej w stosunku do jakości. Natomiast
29-letnia Agata z Konstancina pod Warszawą opisuje swoje wydatki w ten sposób:
- Ja i mój mąż prowadzimy własną firmę w branży usługowej. Na szczęście
mogliśmy pozwolić sobie na kupno rzeczy najlepszej jakości. Oboje uważamy, że
na dziecku nie można oszczędzać, jeśli ma się fundusze na kupno najlepszych
rzeczy. Na wyprawkę typu łóżeczko, wózek, leżak, przewijak i fotelik
samochodowy, a także pierwsze ubranka i pieluchy wydaliśmy około ośmiu tysięcy
złotych. W tej kwocie są również misie, gryzaki i różne zabawki, jak na
przykład mata interaktywna. Są to rzeczy najlepszej jakości i kosztowały nas
bardzo dużo, ale kiedy dziecko z nich wyrośnie, planujemy większość oddać
potrzebującym. Inne poglądy prezentuje Maria z Gdańska (pracuje tylko jej
mąż, ona sama zajmuje się wychowaniem dzieci i prowadzeniem domu):
- Niestety ani mnie, ani mojego partnera nie było stać na wielkie zakupy.
Kiedy urodziło nam się dziecko, mieszkaliśmy z teściami. Naprawdę lepiej trzy
razy się zastanowić czy coś się przyda, czy nie. Wtedy koszty bardzo spadają.
Mam teraz dwuletnie dziecko. Kiedy się urodziło, dostałam łóżeczko od siostry,
wiele ubranek i wózek. Przewijak zrobił mój tata, a fotelika samochodowego nie
musieliśmy kupować, bo korzystamy z komunikacji publicznej. W sumie na resztę
wydałam nie więcej niż kilkaset złotych. Dziwię się kobietom, które wydają
niebotyczne kwoty na dziecko. Stwierdza, że nie warto kupować wielu
drogich ubranek, bo niemowlę i tak bardzo szybko z nich wyrasta.
- Poza tym dla dziecka jest obojętne, czy będzie spało w wielkim łóżeczku z
baldachimem, czy w zwykłym, używanym od lat przez dzieci z rodziny.
Mamo,
rosnę!

Kiedy
dziecko osiąga wiek około dwóch-trzech lat, najkosztowniejsze wydatki można już
usunąć z listy. Je już to samo, co dorośli, wolniej rośnie i nie trzeba co
chwilę odwiedzać sklepów w poszukiwaniu ubrań, pieluch, kaszek i mleka. Osobną
kwestią jest natomiast zapewnienie mu opieki. Duża część mam decyduje się na
powrót do pracy już wtedy, gdy kończy się im urlop macierzyński; są też takie,
które pozostają w domu do czasu, kiedy dziecko pójdzie do przedszkola. Koszt
wysłania dziecka do żłobka czy zatrudnienia niani to 1000 zł przy całodziennej
opiece. Jeśli uda się znaleźć żłobek państwowy, to ta opłata jest dużo niższa -
wynosi ok. 200 zł. Widać więc, że rodzice mogą wybrać spośród różnych
możliwości. Dziecko można posłać do przedszkola państwowego lub prywatnego - tu
koszt waha się od 500 do nawet ponad 1000 zł za najlepsze placówki. Każdy
przedszkolak musi mieć wyprawkę - i tu wracamy do punktu wyjścia, czyli do
kupna przyborów typu ręcznik, kocyk, pościel, szczoteczka do zębów, ubranka na
zmianę i tak dalej. Można wybrać wariant tańszy lub droższy, w zależności od
tego, na jaki wydatek możemy sobie pozwolić. Rodzice, których na to stać, mogą
wysłać dziecko na zajęcia z rytmiki, języka angielskiego, muzyczne, plastyczne,
balet czy jazdę konną, a nawet warsztaty z robotyki. Ich koszt waha się od
kilkunastu do ok. 40 zł za godzinę zajęć. Wiele prywatnych placówek oferuje
takie zajęcia w cenie czesnego. 45-letnia Krystyna z Poznania, nauczycielka w
niepublicznej szkole podstawowej, opowiada:
- Dzieci w szkole, w której pracuję, są zdolne i kształcą się w dobrej
placówce. Nie zaprzeczam, że mają do tego bardzo dobre warunki: oprócz
zwiększonego wymiaru zajęć z języków obcych w szkole uczęszczają
na wiele zajęć, które opłacają im rodzice: tenis, jazdę konną i różne kursy.
Niejednokrotnie jednak dzieci są przemęczone dużą liczbą obowiązków. Pani
Krystyna uważa, że nie powinno się zbytnio obarczać dzieci, bo one potrzebują
też czasu dla siebie. Za zajęcia dla dzieci wcale nie trzeba płacić.
Jest też możliwość zapisania dziecka na warsztaty i zajęcia oferowane przez
miejscowe ośrodki kultury. Tak zrobiła Katarzyna z Czarnkowa w woj.
wielkopolskim:
- Moja córka chodzi do publicznej szkoły w naszym mieście. Szkoła oferuje
różne kółka i zajęcia pozalekcyjne. Prężnie działa tutaj ośrodek kultury, który
bezpłatnie albo za niewielkie pieniądze organizuje zajęcia dla dzieci:
malowanie, kursy tańca, wakacje w bibliotece. Tak naprawdę nie trzeba wydawać
ogromnych pieniędzy na zajęcia dla dzieci. Wystarczy dobrze się rozejrzeć. W
wakacje moje dziecko uczęszcza na półkolonie, wspólnie chodzimy też do
biblioteki i wypożyczamy książki. I wszyscy są zadowoleni.
Wyprawiamy
(się) do szkoły

Magiczny
wiek siedmiu lat, a niedługo już sześciu, przyprawia rodziców o zawrót głowy.
To wtedy trzeba kupić dziecku wszystkie przybory i książki. Podobna historia
zdarza się zresztą w każdym następnym roku - trzeba kupować nowe podręczniki i
zeszyty. I wtedy znowu okazuje się, że kwota, która wystarczyła na podobny
zakup dla starszego dziecka, była dużo mniejsza. Wie coś o tym 36-letnia
Danuta z Białegostoku:
- Mam dwóch synów. Urodzili się w odstępie trzech lat. Dla jednego z nich
kupiłam wyprawkę do szkoły: wszystkie potrzebne zeszyty, przybory i książki.
Wydałam dobrych kilkaset złotych na same książki. I co się okazało? Kiedy
kupowałam przybory dla młodszego, szkoła zmieniła podręczniki. Nie mogłam
zaoszczędzić na ich kupnie, czekał mnie więc kolejny duży wydatek. Dorota
z Czarnkowa w woj. wielkopolskim dodaje:
- Z książek i tak nie można korzystać dwa razy. Jeśli nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Czasy,
kiedy z jednego elementarza korzystało całe liczne rodzeństwo, dawno minęły.
Teraz dzieci wyklejają podręczniki naklejkami, muszą uzupełniać i pisać po nich.
A rodzice? Cóż, muszą sięgać do portfela coraz głębiej. Można kupić plecak
za kilkanaście, ale też kilkaset złotych. Może być to tornister albo też plecak
na kółkach. Piórniki i zeszyty kupimy w cenie od kilku złotych za najprostsze
modele do ok. 40 zł za te najlepszej jakości. Do szkoły potrzebne są też
flamastry, długopisy, przybory kreślarskie, farby, bloki i papiery kolorowe.
Schody zaczynają się, kiedy rodzic chce kupić dziecku pomoce naukowe:
encyklopedię, atlasy, globus czy nawet proste liczydło. Są to wydatki od
kilkunastu do nawet stu złotych. Komplet książek do nauczania początkowego to
ok. 200 zł, do szóstej klasy i późniejszych - nawet 350 zł. Najdroższe są
książki do nauki języków obcych. Tutaj znowu można zrobić zakupy zarówno
taniej, jak i drożej: można postarać się o podręczniki od poprzednich roczników
(jeśli szkoła nie ich nie zmieniła) lub też zaopatrzyć się w antykwariacie.
Rodzice wiedzą, że jest to tylko połowiczne rozwiązanie, ponieważ do każdego
podręcznika trzeba dokupić jeden lub dwa zeszyty ćwiczeń. Z badań prowadzonych
przez CBOS wynika, że średnio wydatki rodziców w momencie rozpoczęcia roku
szkolnego wynoszą 965 zł, przy czym uzależnione jest to od liczby dzieci w
rodzinie.
Dzieci
to spory wydatek, ale też wielka radość. Ceny przyprawiają o zawrót głowy, ale
- jak widać - można sobie poradzić w różny sposób i ograniczyć wydatki nawet o
połowę. Kupna pieluch, mleka i jedzenia dla dziecka nie da się uniknąć, jednak
wiele sprzętów i ubrań można dostać od znajomych czy w tanich sklepach. Jedna z
moich respondentek podsumowała swoje wydatki w ten sposób: Lepiej nie
podliczać wszystkiego, bo można dostać ataku serca. Niemowlak kosztuje
miesięcznie kilkaset złotych, przedszkolak - nawet tysiąc, ale posiadanie dziecka
i możliwość obserwowania jego rozwoju jest... bezcenna.
Aleksandra Rzeszowska